Trzeba iść.

Trzeba iść.
(rzecz o Dolinie Ciechani)

W drogę mi trzeba więc buty szykuję,
te stare, co szlaki poznały jak nikt.
Najskrytsze marzenia do torby pakuję.
To dla mnie bezcenny w tej wędrówce wikt.

Do dolin mi śpieszno, jeszcze tego lata
samotnie przemierzę ostępy bukowe,
zanim się okrutny ziści sen wariata
i na wzgórzach wyrosną wieże widokowe

Nie chcę schodów kamiennych do szczytów Beskidu,
W kształcie krzyża okropnych kratownic z żelaza
wznoszonych bez refleksji, zadumy i wstydu –
barbarzyńska, niszcząca jak walec zaraza.

Ciągnie mnie w doliny, magicznie ukryte.
Gdzie się zatrzymał czas wśród cerkwiska
Na kamiennych krzyżach inskrypcje wyryte
Dawnych gospodarzy daty i nazwiska.

Mikołaj Stadnicki zapragnął tam wioski
Poszły w ruch siekiery, kłody, czopy, kliny
Na surowym korzeniu, na prawie wołoskim
Tychania wyrosła pośrodku doliny.

Nie była to miodem płynąca kraina
Lecz nędzna osada od świata odcięta
Tam rumieńcem kusiła dojrzała kalina
A zapachem wabiła dzika polna mięta.

Przez wieki Łemkowie wiedli byt spokojny
Oddani pod opiekę rusińskiego boga
Kres temu przyniosły fronty Wielkiej Wojny
A wraz z nimi cierpienie, strach, śmierć i pożoga.

W ruch poszły siekiery, kłody, odbudowa,
Nadzieja i w kącie kołyska dla dziecka,
I znowu pożoga i wojna światowa
Wermacht Nad Tysowym i Armia Radziecka.

Nie ma już wioski w magicznej dolinie
Mchami porosły relikty przeszłości
Lecz kiedy gęsta mgła po zboczach spłynie
Duchy wracają doglądać swych włości.

Author: admin

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *